Warto spojrzeć na Warszawę i nas samych, oczami obcokrajowców. Bo wtedy piękniejemy. Sami nigdy nie obdarzylibyśmy się tak wieloma komplementami.
Poznajcie opowieści niezwykłych osób dla których Warszawa stała się miastem rodzinnym. A zwierzali się z tego, co ich zachwyca, a nawet drażni, w miejscuz dobrą energią, czyli w naszym Domu Kultury Śródmieście. Przeczytajcie,co nam powiedzieli goście Festiwalu Różnorodni Warszawiacy.
Warszawa to piękne miasto. Takie do zakochania od razu. Brzmi jak banał? W ustach Francuzów, o których wiadomo, że wraz z mlekiem matki wysysają dobry gust i szyk, to szczególny komplement!
Nasze ogródki działkowe, czyli słynne Rodosy są hitem. Nigdzie na świecie nie ma czegoś podobnego – tak na przykład twierdzą francuscy warszawiacy. To jest zachwycające, że w środku miasta, można mieć swój niewielki kawałek ziemi i posadzić na nim, co się komu żywnie podoba, a latem siedzieć w tej zieleni i rozkoszować się pięknem wokół. Taki mały raj. To się po prostu w głowie nie mieści.
Warszawa jest taka sama jak inne światowe stolice. My tego wcale nie dostrzegamy, ale wielu cudzoziemców wyznaje, że to jest inny kraj niż 10, 15 a zwłaszcza 20 lat temu. Na przykład nasi goście z Ukrainy. Przyznają, że Warszawa jest dla nich przyjaznym miastem do życia. Jesteśmy coraz bardziej kolorowi, coraz bardziej otwarci i coraz bardziej twórczy. I coraz lepiej można się z nami porozumieć, zwłaszcza po angielsku. Tylko sami nie widzimy, jak się pięknie przeobrażamy. Dlatego nie pozwólmy, aby w czasach kryzysu górę wzięły takie negatywne uczucia, jak: zawiść, brak tolerancji czy zazdrość. Szczególnie wobec innych.
Szkoda, że narzekanie to nasz grzech narodowy. Jesteśmy w stanie nauczyć psioczenia na codzienne życie, nawet tak wytrenowanych w uśmiechu i chwalenia wszystkiego, Amerykanów. Dlatego czas, aby się opanować.
Warto mieszkać w Warszawie dla... chrzanu. To zdanie Hiszpanów. Okazuje się, że chrzan to dla wielu obcokrajowców, jest tak samo egzotycznym warzywem, jak dla nas, powiedzmy, maniok. Miło jest usłyszeć, że: „Ludzie w naszym kraju są fajne, ale chrzan to jest naprawdę wielka rzecz i warto tu mieszkać tylko dla niego”. Dlatego ten pan, który na bazarku przy ulicy Namysłowskiej na Pradze-Północ ma stoisko z napisem „Chrzanić wszystko”, gdzie oferuje ustawione w piramidki słoiki z tym naszym narodowym dobrem, powinien być bardzo dumny.
Wspaniałe jest to, że wraz z nastaniem jesieni, a potem zimny, całe miasto tak, jak przyroda także układa się do snu. Zamiera życie w kafejkach, nikt nie krzyczy na Bulwarach Wiślanych, a ulice wieczorami są raczej pustawe. Ale gdy pojawiają się pierwsze zwiastuny wiosny, znów w mieście zaczyna buzować życie. I to jest dla wielu obcokrajowców wspaniałe, zwłaszcza dla tych, którzy przybyli tu z wielomilionowych metropolii, w których światła nigdy nie gasną. Bo miasto przyjazne ludziom wcale nie musi tętnić życiem na okrągło. Powinno pozwolić im również wypoczywać. I Warszawa daje taką możliwość. Bądźmy jej za to wdzięczni.
Choć wcale na to nie wyglądamy, to potrafimy być serdeczni i uczuciowi. Tylko trzeba nam dać czas, bo przy pierwszym poznaniu jesteśmy zdystansowani i poważni. Na dodatek wszystko uważnie obserwujemy. Ta nasza powaga potrafi wystraszyć Hiszpana czy Włocha. I chociaż jesteśmy dumni ze swojej słowiańskiej duszy, to daleko nam energii i temperamentu południowca.
Więcej się uśmiechajmy. Uśmiech i serdeczność to nadal nasza pięta Achillesa. Pozdrawiajmy sąsiadów, sprzedawczynię w sklepie oraz panie na poczcie. Uśmiechajmy się do obcych ludzi na ulicy. Takie drobne gesty życzliwości są bardzo cenne i sprawiają, że inni ludzie stają się ważni. Niech pewna Francuzka nie jeździ już do Paryża, aby poczuć tę serdeczność wśród obcych ludzi na ulicy. Niech ma to także w Warszawie, mieście w którym mieszka prawie 30 lat.
Kochamy zupy. Okazuje się, że zupa to potrawa która najczęściej gości na naszych stołach i najczęściej nią częstujemy gości. Podajemy ją na śniadanie, obiad i kolację. Serwujemy gdy jesteśmy zdrowi, i gdy jesteśmy chorzy. Dla Francuzów szok i niedowierzenie! Wynika z tego, że staje się ona oprócz chrzanu naszą potrawą narodową.
Można zostać warszawiakiem z miłości. Tak, jak zostali goszczący u nas Amerykanie. Bo nie od dziś wiadomo, że „najwięcej witaminy mają Polskie dziewczyny”. A jak przyjeżdżasz, jako Polski Mąż do musisz znać trzy zdania
w języku małżonki:
1. Kocham cię kochanie.
2. Masz rację kochanie.
3. Przepraszam kochanie.
I to na początek powinno wystarczyć. Jeśli jednak jesteś Amerykaninem, to masz wrodzoną potrzebę small talków, czyli takich niezobowiązujących rozmów ze wszystkimi napotkanymi osobami. I wtedy zaczynają się schody. Najgorszym błędem jest kupienie poradnika w stylu „Jak opanować język polski w 4 tygodnie”. Bo to nie fair. Bardzo nie fair w stosunku do wszystkich obcokrajowców, zastanawiających się jak poprawnie powiedzieć, takie proste dla nas słówko, jak – „szczęście”.
Bądźmy dumni z tego, że wielu utalentowanych osób z różnych stron świata uznaje Warszawę za swoją małą ojczyznę. Oni tak pięknie mówią: „U nas w Warszawie”. Przyjechali tu wiele lat temu, na chwilę jak podkreślają – aby studiować albo popracować na kontrakcie rok lub dwa lata.
I zostali. Dali temu miastu szansę, gdy wcale nie było takie barwne i odmienione, jak dzisiaj. To chyba jest miłość...