Powierzchnia oceanu była gładka, nic nie mąciło panującej ciszy.
Tymczasem na dnie żerowała grupa ciekawskich krabów.
Chwytały skrawki roślin unoszące się w wodzie, a kilka młodych
szczypiec przepychało się nad muszlą ślimaka.
Nagle kraby zamarły, gdy spod poruszonego kamienia
wypłynął jaskrawy lukier. Początkowo sączył się leniwie
niczym kwietny nektar, lecz z każdą minutą
strumień stawał się coraz bardziej wartki.
Jednooki krab z lekkim niepokojem zanurzył w nim szczypce,
ale ciepła masa okazała się przyjemna. Grzebnął więc głębiej.
Poczuł że coś wciąga go pod dno, aż znikł. Jego towarzysze zamarli
z uniesionymi groźnie szczypcami. Ocean również znieruchomiał.
Po chwili z jamy wystrzeliła fontanna różu, który niczym lawa
rozlał się po rafie, zdobiąc ją krystalicznym blaskiem.
Lukrowa masa płynęła wartko, wdzierając się w szpary, jamy i zaułki
wapiennych szkieletów koralowca. Tu i tam, niczym pąki wiśni,
wystrzeliły rogi, fletnie i harfy. Zwabiona niecodziennym widokiem
płaszczka zahaczyła o strunę instrumentu, z którego popłynęła
tęcza cudownych dźwięków. Fala zmierzwiła dno oceanu
i pognała w nieznane, niosąc wspaniałą wieść.
Kraby zaczęły tańczyć...