Dla osoby urodzonej w połowie lat 50. słowa "tkanina", „materiał" – na ubranie, ściereczkę, jako kanwa do haftu – kojarzą się z czymś, co najpierw trudno zdobyć, a potem trzeba bardzo uważać, by się nie zmarnowało.
Moja mama miała słabość do tkanin. Pięknie szyła. W latach 60., gdy byłam dzieckiem, wyprawy z nią do sklepów z „materiałami" wydawały mi się śmiertelnie nudne. Zatem - bierny opór. Ale też - nieuświadomiona, a odkryta później - fascynacja.
Ta fascynacja wzmogła się, gdy - po ubogiej szarzyznie lat 80. - pojawiła się wreszcie obfitość wzorów, faktur, kolorów tkanin z lat późniejszych, w tym tych zdobywanych w czasie zagranicznych wojaży. Było to jak wkroczenie do baśniowego sezamu. Czasem, niestety, skutkowało gromadzeniem zapasów.
Od dzieciństwa stale coś rysująca, haftująca, miałam żal do wychowawczyni z podstawówki, że nie pozwoliła mi w ankiecie dotyczącej wyboru szkoły średniej wpisać liceum sztuk plastycznych.
Już jako pięćdziesięciolatka wzięłam swoisty rewanż za to młodzieńcze rozczarowanie - odbyłam 2,5-letnie „przyuczenie" artystyczne w „Prywatnym Plastycznym Policealnym Studium Zawodowym" w Lublinie (specjalność: „Techniki malarskie i pozłotnicze").
Kilka dzieł malarskich, w tym złocone ikony, powstało, dziesiątki - powstają nadal. Fundamenty technik malarskich – niby zaliczone. A jednak tamte tkaniny z okolic Bazaru Różyckiego, a lata później - stare suknie mamy, ciotki, koronkowe łupy z targu w Maroku i szmatki z małomiasteczkowych bazarów, nieocenionych lumpeksów - wzięły górę.
Każdy z prezentowanych na wystawie obiektów powstał z kilkunastu lub kilkudziesięciu fragmentów niegdysiejszych krawatów, żabotów, sukienek, ściereczek, szalików czy elementów bielizny.
Tłem bywa szlachetne szare płótno, ale też ex-suknia, obrus, mundurek czy kawałek narzuty.
Przy realizacji każdego kiełkującego projektu, powściąganego dostępnością materiałów, niezbędna jest cierpliwość Penelopy i miesiące, a czasami - w przypadku korekt - lata kojącej nerwy, ale mechanicznej, nudnej pracy.
Początkowo w tworzonych obiektach dominowały motywy kwiatowe (lata 1980-2000). Gdy zwiększały się zapasy tkanin, apaszek (dziękuję koleżankom, ale też targom staroci), moje prace ewoluowały, stawały się bardziej narracyjne.
Ostatnie obiekty (w tym „Dama") poddaję rygorowi wykorzystania zasobów domowych. Czasu, sił i determinacji - coraz mniej...
Anna Tyńska-Ząbecka